

-Californication
-Daj pienionżka
-Welwetowe swetry
-Daj pienionżka
-Kokoszka
-Daj pienionżka
-Grudniowy blues
-Daj pienionżka
To była nasza setlista. Skończyło się na raz Californication. Miliard razy 'Welwetowe swetry' (1szą zwrotkę + reren), 'Daj pienionżka' (na miliard różnych sposobów) i coś czego nie było, graliśmy Covera 'Ptaszka' zespołu Kabanos.
Jeśli chodzi o publikę, to przyciągnęliśmy uwagę jakichś starych sów, wycieczki siedmiolatków, jak można było się spodziewać miejscowej inteligencji (czyt. dresów) no i metal-babki sellerki z drugiego końca ulicy.
Skandowanie? Myślę, że Ci którzy mieszkają w Warszawie wiedzą...
TVP, i tu, hahaha, mogę Cię wyśmiać, była! HAHA! Ale jakoś nie była zainteresowana tym co robimy. Kręcili jak Milicjanci pałowali przechodniów.
Jeśli chodzi o prawników to raczej mogliśmy zainteresować się jedynie płytami chodnikowymi, dokładnie Ticośam, Mareczek wie jak to się nazywa, w każdym razie taka o podstawie sześciokąta, albo ośmiokąta, Mareczek wie.
- - -
Zatem, jak wyglądały koncerty?
Na początku siedliśmy sobie koło kawiarenek na rynku, spokojnie w cieniu. Graliśmy z 20 minut, poza 30 groszami i parówkami z serem Jot-Zet-Zet'a nie mięliśmy nic, aż w końcu. Szła wspomniana już wycieczka siedmiolatków. Zaczęliśmy grać 'Daj pienionżka' i dzieciaki się zainteresowały, pani obok mnie na ławce też. Po skończonej piosence jakiś chłopaczyna się przełamał, koledzy bili mu brawo, my z resztą też bo byłą to 1sza zarobiona złotówa tego dnia, pani widocznie nie chciało się wstać.

Po 12 złotych, pominę to ile tam siedzieliśmy. Jako zespół postanowiliśmy zmienić miejscówę. Odchodząc usłyszeliśmy zachęcające 'nareszcie poszli' od jakiejś sowy. Na usta cisnęły się mocne słowa, ale w końcu opuściliśmy, co one tam wiedzą, przecież nie słyszą. Apteka koło rynku wydała się zachęcająca. Fajne miejsce, no ogólnie, sporo osób, my gramy przyjemną mjuzę (taa) i starsi ludzie=dobrzy ludzie i rzucaliby hajsy. Jednak betonowy blok na którym siedzieliśmy był cholernie zimny i, trzeba przyznać, zimno było w czteły liteły.

"W pewnym momencie zauważyliśmy jakieś dziecko z mamą i ojcem które się nami dość zainteresowało. Od razu zaczęliśmy grać dobrze już znane "Daj pienionżka". Gdzieś tak jak za 3 razem śpiewaliśmy zwrotkę to podeszło bliżej. Zagraliśmy przejście, zwolnienie. Wtedy była już niezła grupka dorosłych koło nas (wszystko za sprawą "Daj pienionżka" i tego dzieciaka). I tam w tej piosence jest dalej przerwa i takie: ty ty ty ty ty i ty! [tu wchodzi mjuza] Daj pienonżka. I na każde ty, ja i Mareczek pokazywaliśmy na to dziecko. Zaczęliśmy grać dalej, to dorośli w brecht, a my dalej swoje. A potem zarobiliśmy złotówę!" (z innej notki z innego mojego bloga)
No! do tej pory, szło nam wolno, bo nie było Wojtasa.
Przyszedł, on ma już skill'a i poszliśmy pod barbakan. Właśnie tam spotkaliśmy bande dresów którzy bali się gitar i długich włosów, chyba ogólnie bali się włosów, sami byli łysi, heh, dziwni ludzie. No ale zaczęliśmy grać szło szybko, Wojtas Żydził. I w pewnym momencie przyszła ta metal-baba sellerka z drugiej strony ulicy. No i ta metal-baba sellerka z drugiego końca ulicy, zaczęła się do nas pluć, że mamy swój kąt na ulicy i w ogóle i żebyśmy się trzymali od jej kąta daleko, widziała w nas konkurencję, no nie da się ukryć, albo po prostu wystraszaliśmy jej klientów.

Jak na pierwszy koncert, nie zarobiliśmy dużo, do płyty jeszcze trochę nam brakuje, ale to loooz bo nie mamy wszystkich txt'ów jeszcze.
Ehh, "prawdziwe początki"

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz